Boka Kotorska 2017

 

Uciekając od pierwszych jesiennych dni w Polsce, 15go września wyruszyliśmy w stronę Chorwacji , aby z pokładu jachtów zwiedzić Czarnogórę.

Plan został zrealizowany i tak w ciągu tygodnia, startując z Dubrownika odwiedziliśmy:

Slano, Cavtat , Zelenika, Kotor, Tivat , Cavtat.

Na rejs zebrała nam się całkiem niemała grupa 26 osób.  Płyneliśmy w 3 jachty – 2 Stowarzyszenia i 1 Osbaro.pl.

Droga do Dubrownika nie należała do najprzyjemniejszych ze względu na padający deszcz, jednak ostatecznie w samej ACI Marinie przywitało na chorwackie słońce, dzięki któremu oczekiwanie na jachty nie było nurzące.

Odbiór jachtów jednym poszedł sprawnie innym z drobnymi kłopotami, ostatecznie jednak w niedzielę rano byliśmy wszyscy zwarci i gotowi do wypłynięcia w stronę miejscowości Cavtat (o procedurze odprawy kilka słów w dalszej części).

Wiatr w pierwszy dzień nie był dla nas łaskawy. Kurs, jakim mieliśmy żeglować w stronę Cavtatu okazał się dokładnie przeciwny do kierunku z którego wiał wiatr. A właściwie to wiatr był przeciwny do naszego kursu J  Tutaj info z meteo:  serwis meteo.hr podawał kierunek wiatru NW – to taki dla nas dobry, drugi natomiast /windy.com/prognozował wiatr z kierunku SE. Nie pozostało nam nic lepszego poza sprawdzeniem „osobiście” jak to tam na tej wodzie jest. Szybko okazało się, że nie jest tak jakbyśmy sobie wymarzyli: wiatr z SE, 25-30 kts i fala 1,5-2m. Warunki do żeglugi ok, przecież w halsowaniu bajdewindem najwięcej frajdy. No niby tak, a jednak nie do końca 😉 Po pierwsze strasznie długo by nam to zajęło, a po drugie analizując stany załóg oraz biorąc pod uwagę, że to ma być przyjemność, postanowiliśmy przeczekać niekorzystne dla nas warunki w innym porcie. Tym sposobem wylądowaliśmy w Slano i była to bardzo dobra decyzja)

W pierwszy dzień (niedziela) niestety nie udało nam się dopłynąć do Cavtatu ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe – głównie mało przyjazny kierunek wiatru i duża fala. Biorąc pod uwagę, że cześć z naszych załogantów była pierwszy raz na morzu, postanowiliśmy zmienić nie port na Slano. Miła, urocza Chorwacka mieścina.

W poniedziałek rano prognozy były dla nas łaskawsze i ruszyliśmy w stronę Cavtatu, aby dokonać odprawy przed wpłynięciem na wody terytorialne Czarnogóry.

Miejscowość Cavtat leży w zatoczce naturalnie osłoniętej. Jest „otwarta” na NW i gdy wieje z tych kierunków, postój przy nabrzeżu staje się dość utrudniony ze względu na bujanie. W zatoce można stanąć na bojach, kotwicy, do nabrzeża miejskiego (brak muringów, kotwica i rufą do kei) oraz do wyznaczonej części nabrzeża w strefie odprawy. Tu również należy stanąć na kotwicy i rufą do kei. My stanęliśmy longside i szybko wytłumaczono nam, że tak nie można gdyż zajmujemy miejsce innym jachtom. Na szczęście innych jachtów nie było, więc na spokojnie czekaliśmy na odprawę.

Odprawa/ check out z Chorwacji – poza barierkę wyznaczającą granice miedzy nabrzeżem do odprawy, nabrzeżem miejskim oraz miastem, mogą wyjść maksymalnie dwie osoby. Nie musi to być kapitan. Należy zabrać ze sobą dokumenty jachtu oraz załogi. Celnicy obserwują jachty dzięki monitoringowi, a sami siedzą w budynku oddalonym od portu. Sama odprawa trawa około 15 minut.

Po odprawie obraliśmy kurs w stronę Zatoki Kotorskiej. Ponieważ procedury nie pozwalają zatrzymywać się po zrobieniu „check out” a przed „check in”, naszym następnym portem była Zelenika gdzie można zrobić odprawę. Z Cavtatu płynęliśmy niespiesznie baksztagiem i do celu dopłynęliśmy już po zmroku. Jak się okazało, celników ani policji już nie było, pozwolono nam jednak poczekać do rana. I tak w zamknięciu (nabrzeże celne otoczone siatką) minęła nam kolejna noc. We wtorek rano odprawa/check in, poszła sprawnie (choć tu już potrzebny kapitan) i wyruszyliśmy na podbój Zatoki Kotorskiej.

Ponieważ pogoda wyjątkowo sprzyjała żeglowaniu, cały dzień spędziliśmy na wodzie, krążąc po zatokach oraz wypuszczając załogę na pontonie w celu oglądnięcia kościółka na jednej z dwóch małych wysepek – na wysokości miasteczka Perast.

Popołudniu dopłynęliśmy do Kotoru – największej atrakcji. Piękne, pełne wdzięku miasto, otoczone masywnymi górami. Następnego dnia rano (środa) część ekipy wybrała się na Samotne Wzgórze, pokonując ogromną ilość schodów, jednak widoki szybko zrekompensowały włożony w to wyjście wysiłek.

Około 1300, „obradach”ustaliliśmy, że kolejnym portem będzie Tivat – miasto w którym kręcono Bonda 😉 Kolejny dzień wiatr był dla nas korzystny i pomimo braku słońca, spędziliśmy bardzo miły dzień żeglując, odpoczywając i ciesząc się urlopem ;). Odległości między potami w Zatoce Kotorskiej są małe, nie ma fali, żegluga po tym akwenie jest naprawdę bardzo przyjemna.

Popołudniu zacumowaliśmy w Tivacie – duży port z miejscami na 250 jednostek. Sanitariaty i ogólny stan mariny w super stanie. Okolice portowe to głównie pasaże z ekskluzywnymi sklepami, jednak największe wrażenie robią wielkie jachty motorowodne i jachtowe. Po pokonaniu strefy „exclusive” wchodzi się w strefę starego miasta.

Czas nas powoli już zaczął gonić a i prognozy na powrót nie były najlepsze, dlatego podjęliśmy decyzję o odprawieniu się w Tivacie (co wiązało się z tym, że płynąc do Chorwacji nie mogliśmy się już nigdzie zatrzymać) i płynięciu prosto co Cavtatu. Po wyjściu z Zatoki, pogoda się sprawdziła i czekała na halsówka prz 25 węzłach. Tym razem się nie poddaliśmy – załogi już przyzwyczajone i dzielnie bujaliśmy się, myjąc sobie co chwile pokład falą. Było super! Pod wieczór prędkość wiatru zmalała, kierunek jednak został ten sam i postanowiliśmy uruchomić silniki, aby noc spędzić na kotwicy w zatoce przy Cavtacie. Mieliśmy chytry plan, który nawet chłopcy próbowali zrealizować, a mianowicie popłynęli nas odprawić na pontonie. W końcu co za różnica czy stoimy przy nabrzeżu i nie ruszamy się z jachtu, gdzie i tak nie ma celników (!), czy stoimy 100m od lądu na kotwicy? Okazało się jednak, że problem jest (nie wiadomo jaki) i trzeba przypłynąć jachtem. Nie tracąc czasu tak też uczyniliśmy, a po oddaniu cum skierowaliśmy dzioby naszych jachtów w kierunku Dubrownika.

Nie mogliśmy sobie odpuścić ostatniej kąpieli w morzu i zatrzymaliśmy się w małej zatoczce. Po 2 godzinach opalania, nurkowania i dobrej zabawy, byliśmy zmuszeni wracać.

Pomimo, że wiatr postanowił się wzmóc na ostatnie godziny płynięcia, bezpiecznie wszystkie 3 jachty stanęły w porcie. Nieubłagalnie rejs się kończył, zaczęło się pakowanie i sprzątanie. Wieczorem pojechaliśmy całą ekipą do Dubrownika – do starego miasta, aby wspólnie posiedzieć przy pożegnalnej kolacji.

Jachtu udało się zdać w piątek wieczorem, rano tylko oddaliśmy dokumenty, wywieźliśmy bety i wyruszyliśmy busami w drogę powrotną.

 

Boka Kotorska na skraju lata
« z 3 »

Wspierają nas

  • ProfesjonalneWspinanie.pl
  • CharterNavigator
  • TawernaSkipperów
  • Centrum fotelików
  • Fighter Shop